wtorek, 21 lipca 2015

Jak sójka za morze czyli Grunwald zdobyty!

Rzecz się stała niesłychana! Wszem i wobec ogłaszam swoją obecność na tegorocznej, osiemnastej z rzędu inscenizacji Bitwy pod Grunwaldem, która odbyła się a.d. 18.07.2015 roku.



Zważywszy na ogrom ludzi co roku biorących udział w tak pięknym i wzniosłym wydarzeniu (i wcale nie mam na myśli wyłącznie turystów) to największa inscenizacja historyczna jaka organizowana jest na terenie Polski. Dla mnie osobiście to taka trochę Mekka, do której zmierzałam od bardzo dawna bo od 10 lat kiedy koleżanka w liceum uświadomiła mnie, że coś takiego w ogóle się dzieje. W końcu dotarłam do celu z czego czuję się bardzo szczęśliwa i dziękuję pewnej bliskiej mi osobie dzięki której do wyjazdu w ogóle doszło.
Generalnie obchody dni Grunwaldu to nie tylko sama inscenizacja ale też całe mnóstwo najróżniejszych atrakcji począwszy od licznych turniejów rycerskich pieszych, łuczniczych, konnych a na przeogromnym, złożonym z ponad stu stoisk jarmarku rzemieślniczym skończywszy i wszystko to rozłożone na pięć długich dni. Reasumując, którego dnia by nie pojechać to zawsze coś ciekawego się dzieje. Czyż nie brzmi zachęcająco?

Którędy na Grunwald?

W ten niezwykły dzień wszystkie drogi prowadzą na Grunwald, którędy by nie jechać i wcale nie trzeba nawigacji czy mapy, żeby wiedzieć gdzie się kierować. Wystarczy zając kolejkę w najbliższym 100 km korku (trochę przesadzam ale korki były spore) i zacząć podziwiać widoki.... Tak nam w skrócie przebiegła podróż. Było miło: malowniczo za oknami i dużo czasu na zaległe rozmowy na tematy, których człowiek na co dzień nie ma czasu poruszyć.
Dojechaliśmy po około 2,5 godziny. Wyruszaliśmy z okolic Gdańska czyli czas dojazdu całkiem niezły choć bez wyszukiwania skrótów czy objazdów to tegoroczną bitwę oglądalibyśmy wyłącznie w telewizji czy na zdjęciach.

A na miejscu...

Ogrom! Ogrom ludzi, namiotów aż po horyzont ale, że dotarliśmy na miejsce o 15:05 to nie za bardzo starczyło czasu na rozglądanie się.
Sam przyjazd i parkowanie o dziwo odbyły się sprawnie i bez przeszkód bo miejsca dookoła dla samochodów było pod dostatkiem.

Przebieg bitwy

Mimo dość odległego miejsca jakie dane nam było zająć na widowni (na wzgórzu blisko pomnika) widzieliśmy wszystko bardzo dobrze. Słyszeć narratora też się w miarę dało choć latający nad głowami helikopter filmujący wydarzenie czasem mocno to utrudniał.
Samą inscenizację trudno mi jakoś zgrabnie opisać bo brakuje mi po prostu odpowiednich słów. Dla kogoś komu do tej pory nie dane było ujrzeć żadnego wydarzenia o takiej skali jest to coś magicznego. Z innej epoki. Istna podróż w czasie. Rzecz zapierająca dech w piersiach.
W inscenizacji uczestniczyło bez mała 1500 rekonstruktorów i to właśnie im należą się największe podziękowania bo bez nich, bez ich pasji i zamiłowania do tego co robią nie byłoby Bitwy pod Grunwaldem. I nie tylko.

I zabrzmiała przed bitwą Bogurodzica aż drzewa korony ugięły,
w hołdzie naszym rycerzom
pieśń,  której dźwięki wroga strachem zdjęły.

I czas zatrzymał się...

Tak w skrócie mogę opisać swoje uczucia gdy rozbrzmiała znajoma pieśń.

To co rzuciło mi się w oczy to przepięknie zainscenizowane szarże chorągwi konnych, napierających na siebie rycerzy uzbrojonych w długie kopie. Błyszczące w słońcu zbroje, stroje i barwne kropierze też przykuwały uwagę i wprawiały w zachwyt. Dodatkowo liczne, obecne na polu bitwy piesze zastępy uzupełniały całość nadając bitwie wyjątkowo dynamiczny charakter.
Dwóch nagich mieczy nie udało nam się niestety dojrzeć ze względu na znaczną odległość od pola bitwy. No cóż... Za rok na pewno się uda.

Bitwa trwała nieco ponad godzinę i ponownie podkreślam, że naprawdę warto było przejechać prawie 200 km żeby ją zobaczyć i również warto było wystawać w palącym niekiedy słońcu i uciążliwej, przedburzowej duchocie.

Co po bitwie?

Zasadniczo można tak jak zdecydowana większość przyjezdnych po prostu wziąć nogi zapas i czmychnąć do auta zanim zrobi się korek na drodze wyjazdowej. Można również (jak spora część widowni) ewakuować się zanim narrator wyczyta po bitwie wszystkich uczestniczących co jednak nie jest raczej w dobrym guście bo świadczy o lekceważeniu osób, które w pocie czoła, w ciężkich zbrojach i wielu warstwach materiałów ganiały po polu w największym słońcu ku uciesze turystów.
A można też po prostu wybrać się na miły spacer po wspomnianych przeze mnie wcześniej bogato wyposażonych kramach i dać się ponieść niesamowitemu klimatowi panującemu wokół. Dodam, że kierując się na lewo ku wyjściu z pola bitwy można było obejrzeć pochód niemal wszystkich rekonstruktorów kierujących się tamtędy do obozów co nie omieszkałam uczynić.

A w kramach można było znaleźć  prawdziwe skarby średniowiecznego rzemiosła. I nie tylko. Zbroje, broń, stroje, materiały, nakrycia głowy, KRAJKI (cuda!), ceramika, biżuteria i całe mnóstwo, MNÓSTWO innych rzeczy, których nie sposób wszystkich wymienić. W tle rozbrzmiewała średniowieczna muzyka grana przez zespół umiejscowiony nieopodal kramów i obozów
 - jak dla mnie wisienka na torcie sobotniej wycieczki.
Dodatkowo spacerek był świetną okazją do obejrzenia z bliska strojów, w które ubrani byli rekonstruktorzy. Prawdziwa gratka dla amatorki historycznych wdzianek ;).
Wśród pań królowały cotte simple z krótkim i długim rękawem, suknie mi parti czy nawet houppelande uszyte z pięknych, bogato zdobionych materiałów. Na głowach przede wszystkim turbany, nałęczki czy kapelusze z rogożyny ale zdarzyła się i filcowa robinhoodka z eleganckim piórkiem po boku.
Panowie zwykle przechadzali się w różnego rodzaju koszulach i nogawicach rozdzielnych nałożonych na gacie lub łączonych. Na głowach pątniki, kapelusze, filcowe czapki albo nic.

Potem przyszedł czas powrotu i trzeba było wracać do domu, szkoda ale obowiązki wzywały nieubłaganie choć nie ukrywam, że pozostał pewien niedosyt - za mało było czasu. W przyszłym roku pojedziemy ze dwa dni wcześniej i nie przewiduję tutaj żadnego kompromisu.

Podsumowując

Kto był ten wie, że warto było jechać. Kto nie był to niech się nie martwi bo już za rok kolejna okazja i mam nadzieję, że moje powyższe wypociny przekonają niezdecydowanych do zorganizowania przyszłorocznej wycieczki wprost na pola Grunwaldu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz