Od wczoraj mogę cieszyć się upragnionym, pierwszym w tym roku urlopem ;). Wczorajszy dzień był na tyle intensywny i aktywny, że pod wieczór byłam w stanie dowlec się jedynie do łóżka ale na dziś zaplanowałam odkładany od wieków remanent mojej rekoszafy. Przedzierając się przez gąszcz najróżniejszych części garderoby, przekopując stosy materiałów i sięgając najciemniejszych czeluści półek natrafiłam na kilka zaczętych i zapomnianych projektów.
Oto co znalazłam:
Taki sobie no cóż...kaptur. Niepozorny, czarny i bez podszewki, wykonany z cienkiego, wełnianego sukna. Szkoda, żeby dalej marnował się w szafie więc uznałam, że pora go wykończyć. Na zdjęciu jest już w wersji rozłożonego na czynniki pierwsze. Łatwiej będzie mi wykroić i doszyć podszewkę.
Sam krój również nie za bardzo mi się podoba. Przypomina mi to;
Kaptur żałobny XV w. |
Pokonując ból pleców i zakwasy w kończynach po wczorajszym dniu zasiadam więc do szycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz